17-08-2006
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Mary Stroebe ma 88 lat i przygotowuje się do Life Time Fitness Triathlon w Minneapolis. Ten wyczerpujący wyścig obejmuje pływanie, jazdę na rowerze oraz biegi i jest poważnym wyzwaniem nawet dla najbardziej wytrzymałych atletów. Pani Stroebe weźmie w nim udział po raz dwunasty.
Nie zrażają jej nawet uciążliwe urazy - podczas krótkiej przejażdżki rowerowej nieopodal jej domu w zachodniej części Minneapolis, doznała niegroźnej kontuzji łydki, a tytanowy pręt w lewej goleni wciąż przypomina jej o tegorocznym narciarskim wypadku, którego doznała podczas zimowej eskapady w góry. Mimo tego, ta urocza starsza pani w okularach jest ozdobą ulic, które dziarsko przemierza na rowerze w kolorowym sportowym stroju. Tak zaczyna się ostatnio każdy jej dzień – od rozpoczęcia Life Time Fitness Triathlon w Minneapolis dzielą ją już tylko dni. „Myślę, że wciąż jestem młoda, więc zachowuję się tak, jak na młodą osobę przystało. Nie zdaję sobie sprawy z tego, ile mam lat. Cieszę się dobrym zdrowiem i kondycją; zawsze byłam aktywna, a to się opłaca”, wyznała niedawno.
Emerytowana nauczycielka wyrosła na sportowca trenując koszykówkę, siatkówkę oraz hokej na trawie na Lawrence University w Appleton. Podczas II wojny światowej spędziła 3 lata w amerykańskiej Marynarce Wojennej, kodując i dekodując w Seattle informacje jako młodszy porucznik. To właśnie w Seattle rozpoczął się trwający całe życie romans z narciarstwem (nomen omen, pani Stroebe wciąż uczy narciarstwa w ośrodku wymownie zwanym „Devil’s Head Resort” in Merrimac).
W triatlonie wzięła udział po raz pierwszy w 1993 roku w Benoit w wieku 75 lat (sic!), rodzinnie, towarzysząc swemu synowi, Bruce’owi, który wielokrotnie już uczestniczył w triatlonowych zmaganiach, oraz wnuczce. Każde z nich rywalizowało w jednej z trzech dyscyplin triatlonu. „Patrzyłam na nich i mówiłam sobie, że to niezła zabawa. Pomyślałam, że mogę to zrobić sama”, wspomina początki. W 1995 roku wystartowała samotnie i startuje nieprzerwanie od 10 lat.
W styczniu tego roku złamała lewą nogę po tym, jak snowboardzista wpadł na nią, gdy zjeżdżała na nartach Doliną Squaw. Lekarze umieścili w kontuzjowanej nodze pręt i zabronili jej udziału w tegorocznych zawodach. Trzy miesiące temu rozpoczęła rehabilitację, a potem trening pod okiem profesjonalisty. Niemal codziennie spędza do 3 godzin, jeżdżąc na rowerze lub spacerując. „Każdego roku obiecuję sobie, że to już ostatni raz, że czas już przestać. A potem nadchodzi czas zawodów i myślę sobie: jeszcze ten jeden raz…”.